Siódmy kilometr. To ta chwila.
Gorąco mi. Znów czuję ból w lewym pośladku. Właściwie jestem zmęczona. I zniechęcona. W głowie natrętny głos: “ Zatrzymaj się. Po co Ci to? I tak nie zrealizujesz swojego planu!”
Znam ten głos aż za dobrze. To ten sam głos, który każe mi zamknąć laptopa, gdy zadanie staje się trudne. Ten sam, który mówi, że nowa umiejętność jest za trudna do nauczenia. To głos, który najgłośniej krzyczy wtedy, gdy jestem sama.
Podszept wystarczył, żebym uległą. Już prawie zwalniam, by przejść do marszu.
I wtedy…..
zobaczyłam….
Parę biegaczy, robiących trening tempowy.
Minęli mnie, ale w tym krótkim momencie wydarzyło się kilka rzeczy.
Chłopak, widząc moją minę, krzyknął „cześć”.
Dziewczyna biegnąca obok tylko kiwnęła mi głową z tym specyficznym, pełnym zrozumienia zmęczeniem w oczach.
I stało się coś magicznego. Szept w głowie ucichł.
Nie przyspieszyłam nagle o minutę na kilometr. Nie dostałam supermocy. Po prostu biegłam dalej, z nową energią, która nie pochodziła z mięśni.
Tylko z mojego umysłu.
To nie była magia. To była czysta psychologia. Zrozumiałam, że podczas tych kilku minut zadziałały trzy potężne siły, których tak często brakuje nam przy biurku.
Po pierwsze, Przynależność.
To kiwnięcie głową kobiety i zwykłe “cześć” było jak lustro, które mówiło „jesteś jedną z nas, rozumiem twój ból”. Poczucie, że nie jestem w tym wysiłku sama, zdjęła ze mnie ogromny ciężar.
Po drugie, Kompetencja. Ten “wspólny” bieg sprawił, że przestałam myśleć o tym, jak bardzo jestem zmęczona, a zaczęłam czuć, że każdy krok to mały, zdobyty punkt. Że rosnę w siłę, zamiast słabnąć. Widziałam namacalny postęp.
I wreszcie, co najciekawsze, Autonomia. Nikt mnie nie zmuszał. Nikt nie krzyczał „szybciej!”. Biegłam w swoim własnym rytmie, ale świadomość, że inni biegną obok, dawała mi wolność, by wybrać wysiłek zamiast rezygnacji.
Wróciłam do domu i długo myślałam, co tam się właściwie wydarzyło. Miałam te same nogi, te same płuca, tę samą trasę do pokonania. A jednak bieg był zupełnie inny. Bo zniknęła samotność.
Od lat próbujemy „ogarnąć życie” z ADHD jak samotni maratończycy. Kupujemy coraz lepsze buty (aplikacje), nowe zegarki (poradniki), słuchamy motywujących playlist (podcastów), ale wciąż zatrzymujemy się na tym siódmym kilometrze, bo zapominamy o bardzo ważnym aspekcie – o DRUŻYNIE.
Co może pomóc?
1. Znajdź swojego „partnera produktywności”
„Body Doubling” to prosta technika, w której pracujesz w ciszy obok kogoś (fizycznie lub online). Sama obecność drugiej osoby, która też jest skupiona na swoim zadaniu, działa cuda na naszą koncentrację. To jak mieć cichego członka drużyny, który trzyma Cię w ryzach bez jednego słowa.
Osoby z ADHD często mają tendencję do umniejszania swoich sukcesów. Po skończeniu trudnego zadania od razu przeskakują do następnego, nie dając sobie chwili na docenienie wysiłku. Dzielenie się sukcesem z innymi sprawia, że staje się on bardziej realny i buduje pozytywną pętlę motywacyjną.
Chaos w głowie i milion myśli naraz to klasyk przy ADHD. Próba samodzielnego ułożenia planu często kończy się paraliżem analitycznym. Użyj drugiej osoby jako „zewnętrznego procesora”, który pomoże Ci uporządkować myśli.
Dlaczego to działa? Mówienie na głos zmusza Twój mózg do linearnego myślenia. Obecność słuchacza tworzy delikatną presję, by trzymać się tematu, a jego potwierdzenie na końcu daje poczucie, że Twój plan jest realny i sensowny.