W ostatni weekend września, jak co roku, wraz z mężem organizuję rodzinne urodziny dla moich synów. Różnica ich dat urodzin to tylko dwa tygodnie, dlatego od samego początku łączymy je w jedną imprezę. Dla naszej rodziny jest to ważne wydarzenie i spore przedsięwzięcie. Goście zjeżdżają się z różnych zakątków kraju, a my świętujemy przez cały weekend.
Uwielbiam te nasze spotkania. Dla mojej ADHD-owej duszy to cudowna okazja, żeby poczuć radość i silne, pozytywne emocje ze spotkania z bliskimi. Podkręcone ekscytacją przygotowania smacznego, lecz zaskakującego i nowatorskiego menu. Widok szczęśliwych, najedzonych twarzy i ciepła, życzliwa atmosfera to moje szczęśliwe miejsce.
Niestety, jak to bywa przy ADHD, łatwo przejść mi od pozytywnych wibracji do przebodźcowania i totalnego wypalenia. Zdarzało się, że po lub nawet w trakcie imprezy dopadał mnie silny ból głowy albo wyczerpanie. Zdarzało się też że po urodzinach, przez kolejny tydzień odbudowywałam swoje zasoby energetyczne.
O tak – wiem, jaka śliska jest granica między „robię na 150%”, a potem jestem na „-50%”.
Przez lata uczyłam uczę się, jak dbać o tę równowagę, by nie popadać w żadne skrajności: między „nic nie robię” a „robię za dużo.”
Co mi w tym pomaga:
Na początku puszczam wodze fantazji: Korzystam ze swojego naturalnego talentu do kreatywnego myślenia i nieszablonowych rozwiązań. Szukam takiej wizji, która obudzi we mnie ekscytację, motywację, chęć sprawdzenia się, wyzwania (np. w postaci nowego dania). Jak już oczami wyobraźni i sercem czuję ten pomysł, podejmuje decyzję, że to jego będę realizować.
Przechodzę do konkretów – Zakończywszy fazę marzeń, zakładam „kapelusz kierownika projektu.” Planuję, co dokładnie ma się wydarzyć: lista zakupów, terminy, odpowiedzialności. Kiedy czuję, że zbytnio „odpływam,” wracam do wyobrażenia sobie imprezy- krok po kroku. To pomaga mi wrócić na ziemię.
Realizuję elastycznie – Mam wizję, mam plan – teraz czas na realizację. Listy traktuję elastycznie i zazwyczaj odrzucam kilka punktów, bo przesadziłam. Skupiam się na realnych rozwiązaniach i dostępnym mi czasie.
Korzystam z pomocy innych – Łapię pierwszego kto się nawinie i wciągam w obowiązki. Trochę to zajęło, ale nauczyłam się, że pomoc innych bardzo mnie wspiera i jest klejem relacji z innym.
Stawiam na dobrą zabawę – Postanowiłam, że mimo bycia gospodarzem, będę się BAWIĆ. A co oznacza odpuścić sobie bycia idealną i perfekcyjną. Coś nie wyjdzie, czegoś nie przygotuję, nie będzie wyglądać, jak z spod linijki. OK. CUDNE JEST NUDNE 🙂
Poniedziałkowy DETOX – Po imprezie planuję dzień na odpoczynek. Nic nie planuję (chyba że leżenie na kanapie) i zbieram siły. Nie wymagam od siebie niczego – po prostu jestem i wracam do równowagi.
A Ty? Jakie masz sposoby na utrzymanie równowagi między 150% a -50%?
Odwlekanie to Twoje wyzwanie nr 1?
Potrzebny Ci partner produktywności?
szukasz wsparcia w grupie podbnych do Ciebie osób?
Chcesz wiedzę przekuć w działanie?